Dzisiaj przez cały dzień chodziłem ze słuchawkami na uszach, tylko po to by odseparować się dźwiękowo od zewsząd otaczającego mnie najbliższego otoczenia, wraz ze wszystkimi jego stuknięciami, hukami, trzaskami, piskami i w ogóle.
Aktem prawdziwej wolności jest możliwość wybrania towarzyszącego mi hałasu. Serio, zagłuszenie wszystkiego i wszystkich to dla mnie podstawa egzystencji.
Ogólnie, nie rozumiem braku poszanowania dla przestrzeni dźwiękowej.
Jak ktoś śmierdzi, to mogę mu powiedzieć żeby się umył. Jak ktoś naruszy moją intymność cielesną, w jakikolwiek sposób wejdzie w moją przestrzeń, to jestem wręcz społecznie zobowiązany do zadziałania, no chyba że akurat sprawia mi to przyjemność, a wtedy zasadniczo też wymaga się ode mnie podjęcia jakichś kroków.
Natomiast jeśli ktoś drze mordę, albo zatrzymuje się z piskiem opon, albo trzaska drzwiami, to mogę co najwyżej wydać z siebie zbolałe westchnięcie, i kontynuować swoją dotychczasową czynność.
To że dźwięk to przestrzeń mało namacalna, nie oznacza że jest nierzeczywista.
A ten przeklęty zegarek stuka nierówno.
Stuk. Stuk. Stu-stuk.
I za głośno.
Aktem prawdziwej wolności jest możliwość wybrania towarzyszącego mi hałasu. Serio, zagłuszenie wszystkiego i wszystkich to dla mnie podstawa egzystencji.
Ogólnie, nie rozumiem braku poszanowania dla przestrzeni dźwiękowej.
Jak ktoś śmierdzi, to mogę mu powiedzieć żeby się umył. Jak ktoś naruszy moją intymność cielesną, w jakikolwiek sposób wejdzie w moją przestrzeń, to jestem wręcz społecznie zobowiązany do zadziałania, no chyba że akurat sprawia mi to przyjemność, a wtedy zasadniczo też wymaga się ode mnie podjęcia jakichś kroków.
Natomiast jeśli ktoś drze mordę, albo zatrzymuje się z piskiem opon, albo trzaska drzwiami, to mogę co najwyżej wydać z siebie zbolałe westchnięcie, i kontynuować swoją dotychczasową czynność.
To że dźwięk to przestrzeń mało namacalna, nie oznacza że jest nierzeczywista.
A ten przeklęty zegarek stuka nierówno.
Stuk. Stuk. Stu-stuk.
I za głośno.