Nie wiem skąd bierze się moje zamiłowanie do japońskich twórców. Prawdopodobnie to niewypowiedziana egzotyczność azjatyckiej mentalności, w jakiś niedefiniowalny sposób ujawnia się w brzmieniu ich dzieł, kusząc pozorną przystępnością, a jednocześnie intrygując czymś do tej pory nieznanym. Nie jestem zagorzałym fanem wszystkiego co japońskie, a jakoś tak nagle się okazuję, że w każdej przestrzeni życia znajduję produkt z wysp, bez którego moje zbyt komfortowe życie nie byłoby kompletne.
Drugie zdanie mojego wstępu niezbyt fortunnie opisuję twórczość Daisuke Tanabe - od samego początku nie daje ona złudzenia przystępności i łatwości w odbiorze, atakując nas wręcz niestandardowością formy, brzmieniami całkowicie surrealistycznymi i niespotykanymi w muzyce znanej nam z radioodbiorników. Jako muzyk jestem zdania że sztuka, by być sztuką powinna wyrażać emocje, i w tym przypadku niewątpliwie tak własnie jest, mam w tej materii pewność.
Z tym że nie potrafię określić jakie. Chciałbym uniknąć powtarzania się, ale słowo "niedefiniowalny" doskonale opisuje moje odczucia na poruszany w dzisiejszym poście temat.
Mimo ciężkiej do zgryzienia żartymi próchnicą dzisiejszego pop'u formy, polecam podejść Daisuke z czystą głową, i przeznaczyć pięć minut na falowanie wraz z morzem dźwięku.
Może odkryjesz nowe lądy.
A może złapie Cię skurcz i utoniesz.
Cykl "All those lovely vibes" chciałbym dożywotnio zadedykować Damianowi, najlepszemu tancerzowi od Pabianic po Głuchołazy.
Drugie zdanie mojego wstępu niezbyt fortunnie opisuję twórczość Daisuke Tanabe - od samego początku nie daje ona złudzenia przystępności i łatwości w odbiorze, atakując nas wręcz niestandardowością formy, brzmieniami całkowicie surrealistycznymi i niespotykanymi w muzyce znanej nam z radioodbiorników. Jako muzyk jestem zdania że sztuka, by być sztuką powinna wyrażać emocje, i w tym przypadku niewątpliwie tak własnie jest, mam w tej materii pewność.
Z tym że nie potrafię określić jakie. Chciałbym uniknąć powtarzania się, ale słowo "niedefiniowalny" doskonale opisuje moje odczucia na poruszany w dzisiejszym poście temat.
Mimo ciężkiej do zgryzienia żartymi próchnicą dzisiejszego pop'u formy, polecam podejść Daisuke z czystą głową, i przeznaczyć pięć minut na falowanie wraz z morzem dźwięku.
Może odkryjesz nowe lądy.
A może złapie Cię skurcz i utoniesz.
Cykl "All those lovely vibes" chciałbym dożywotnio zadedykować Damianowi, najlepszemu tancerzowi od Pabianic po Głuchołazy.